wtorek, 30 grudnia 2014

Nowy Rok- Rok Chomika?

Witam Wam serdecznie Kochani po świętach,

Mam nadzieję, że się nie przejedliście zbytnio, a święta minęły w atmosferze rodzinnej sielanki. :) Moje święta były bardzo udane. Spokojne, rodzinne, pełne ciepła, dobrego jedzenia, miłości, radości i prezentów :) Pozostawiły mi piękną pamiątkę w postaci + 1,5 kg na wadze i paskudnego przeziębienia po pasterce, ale jak najbardziej było warto. :)

Podsumowując miniony rok zauważam, że był on niestety chyba najtrudniejszym czasem odkąd pamiętam. Rok 2014 rozpoczął się dla mnie niestety dość szybko, bo już pod koniec stycznia zaostrzeniem, później doszła do tego po kolei choroba nowotworowa jednego z naszych psów, później diagnoza o nowotworze taty. W kolejnych miesiącach postępowało moje zaostrzenie, nie reagowałam na kolejne leczenie, pojawiły się problemy rodzinnej firmy, operacja taty i kilka starć z różnymi osobami, które myślę chętnie przygarnąłby pod swoje skrzydła psychiatra. Toksyczny maraton, w którym i bez Crohna byłoby mi trudno, Crohn dorzucił jednak do tego niewyobrażalne dla zdrowego człowieka zmęczenie, upodlenie i poczucie bezsilności, które czyniły miniony rok szczególnie przykrym.

Mimo wielu trudów 2014 rok miał też swoje blaski. Pobrali się moi przyjaciele, mój chrześniaczek miał swoją Pierwszą Komunię Świętą, a chrześnica poszła do zerówki :) Miałam wbrew trudom całkiem dobre rezultaty na studiach, wszystko z Bożą pomocą zdaję i nie zawsze najgorzej, nadal rozpoczynałam coraz kolejne semestry! Udało mi się wyjechać na wakacje. Szczęśliwie również i tata, i psina jakoś się trzymają w swoim chorowaniu. Otaczają mnie wspaniali przyjaciele i rodzina. Mam co jeść, względnie nie cierpię (poza opuchlizną nieźle się czuję na Encortonie, który niestety/strety biorę jeszcze tylko przez tydzień w pełnej dawce) i pewnie wielu ludzi na świecie tego mi szczerze może zazdrościć, tym bardziej głupio mi się żalić :) 

Chociaż może inaczej wyobrażałam sobie rok temu samą siebie o tej porze. Nie zakładałam pewnie, że będę pierwszy raz od niepamiętnych czasów spędzała Sylwestrową noc z rodziną, a nie przyjaciółmi ( z którymi na Sylwestra niestety nie byłam w stanie fizycznie wyjechać :( ) ... jednak kolejny Rok z pewnością o to będzie łatwiejszy, ponieważ wyobrazić go sobie nawet nie jestem w stanie i powiedzieć muszę... że jest w tym coś ekscytującego i przerażającego jednocześnie :) 

Życzę Wam i samej sobie również, aby przez ten Nowy Rok przybywało nam wszystkiego oprócz problemów :) By dopisywało i zdrowie, i humor, i towarzystwo, i fundusze... oraz aby nasze szlachetne i dobre plany oraz wielkie i nieraz skryte marzenia mogły się zrealizować! Kto wie, może Nowy Rok przyniesie nam lekarstwo na nasze bolączki? Trzymam za to mocno kciuki i dorzucam jedno z moich ulubionych dań minionego roku :) Dziękuję za wspólne kilka miesięcy!

:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz