poniedziałek, 26 października 2015

Po ludzku trudno...

Witajcie Kochani,

Ciężko mi znaleźć czas na pisanie, ponieważ mam teraz prawdziwy Meksyk na studiach. Najtrudniejszy rok nie był plotką, faktycznie jest bardzo fizycznie męczący. Dużo zajęć, dużo materiału, a doba ma tyle samo godzin. Przy bonusie w postaci Crohna chodzę jak zombie, każdego poranka z fizycznym wręcz bólem podnosząc się z łóżka. Jak długo tak dam radę i ile za ten wysiłek przyjdzie mi zapłacić pojęcia nie mam... i mam nadzieję, że szybko nie dostanę rachunku za te zbrodnie na sobie. 18 listopada czeka mnie szpital i kolejne badania. Wtedy wyjdzie jak kiszki się mają.

Brzuch miewa się chyba względnie dobrze przy sterydach, gorzej z resztą. Migreny nadal zostały, chociaż z Humirą pożegnałam się na początku września. Mdłości, bóle głowy, bóle stawów, zaburzenia snu... no i to stałe zmęczenie chociażbym nie wiem ile poświęcała na sen. To wszystko nie pozwala mi się czuć dobrze. Przy takim samopoczuciu jestem bardzo nietowarzyska, siada mi psycha. Nie pomaga też to, że wszyscy rówieśnicy wystartowali z poważnymi związkami, ślubami, dziećmi, a ja czuję się lata świetlne za nimi i nawet nie umiem sobie wyobrazić innego życia. Sama w wielu sytuacjach wymagam opieki rodziny, nie jestem w stanie sama udać się w dłuższą podróż, ugotowanie obiadu po zajęciach nieraz zwyczajnie fizycznie mnie przerasta. W takim stanie nie byłabym i nie jestem w stanie wziąć za kogokolwiek odpowiedzialności, kogokolwiek mieć pod opieką. Smutno mi z tego powodu, bo naprawdę chciałabym czuć się lepiej.

Czy ja wiem, a może to już depresja jakaś? Kto to wie...