czwartek, 14 stycznia 2016

Kiedy mówisz, że najgorsze za Tobą- los śmieje Ci się prosto w twarz :(

Witacie Kochani,

Dawno się nie odzywałam, bo po prostu zbyt wiele się działo w moim życiu. Miałam nadzieję, że wreszcie wszystko co złe już za mną i wszystko zaczyna się układać, jednak była to cisza przed burzą.

U mojego taty pojawiły się przerzuty do wątroby. Najpierw podskoczyły same markery, a później już szybko udało się zlokalizować ich "sprawcę". 1,5 roku odkąd skończył chemię. Wydawało się, że jesteśmy zwycięzcami tego pojedynku, a tu klops. Prognozy są bardzo niekorzystne, bo sam fakt przerzutu oznacza, że to już VI stadium zaawansowania choroby. Nadzieja ciągle jest, chociaż rozum podpowiada mi, że marzenia o tacie bawiącym się na moim weselu, czy z moimi dziećmi, są bliżej tych o wygranej w lotka :( W nadchodzących tygodniach będzie się ważył los taty i zapadną decyzje o jego dalszym leczeniu.

Moje zdrowie jest na tym samym poziomie co przed badaniami nowego leku. Do badania się zakwalifikowałam, miesiąc już biorę te leki... ale efektu nie widzę. Może trzeba jeszcze czekać, a może placebo (osobiście intuicyjnie podejrzewam drugą opcję :( ). Nie mogę natomiast narzekać na opiekę w czasie badania klinicznego, mam wykonywane tyle badań i testów, tak często jak nigdy do tej pory. Mam nadzieję, że w końcu pojawi się poprawa, bo niby 7 maratonów na dzień to niewiele, ale zważając na to że ciągle biorę maksymalną dawkę mojego sterydu, NLZP i immunosupresję, to nie cieszy mnie to zbytnio i kiepsko wróży na przyszłość, bo już nic nie ma w zanadrzu.

Jakby było mało, mam teraz "miesiąc śmierci" na uczelni :P 12 kolokwiów przypadało na styczeń, 4 już za mną, 8 przede mną, a jak się uda to jeszcze w lutym egzamin i komisyjne zaliczenie farmakologii, bo jedno kolokwium zbyt kiepsko mi poszło. Nie jest różowo, bo z farmakologii mam jeszcze 2 kolokwia, jak któreś również nie pójdzie, to będę miała rok nauki w plecy, więc proszę o trzymanie kciuków.

Przepraszam za smutno-marudzący charakter postu, ale cóż wiele mówić... znów mi się robi niewesoło w życiu. Mam nadzieję, że ta tendencja wkrótce się odbije dając wreszcie upragnioną poprawę i więcej powodów do radości. Życzę Wam również wszystkiego co najlepsze w Nowym 2016 Roku :) A do tego zdjęcie z zajęć diagnostycznych, jedna z niewielu moich radości.


P.S. Zła passa nie ominęła również mojego kochanego psiaka, zdiagnozowano u niej dysplazję bioder... nie zapytam czy nie może być gorzej, aby nie było to wyzwaniem dla losu...