niedziela, 18 stycznia 2015

Chorobliwy macierzyński Żony Crohna- czyli jak bardzo chciałabym być w innym momencie mojego życia i jak bardzo się boję

Witajcie serdecznie,

Od wielu dni zbierałam się do napisania tego posta, ale trochę się tego bałam. Temat jest dość głupi. Im więcej mam czasu tym więcej myślę o różnych "pierdołach", a ostatnio szczególnie uciekam myślami w przyszłość i tam kryją się moje największe marzenia oraz obawy. Jestem w takim wieku, że większość moich znajomych kończy studia w tym roku. Większość się zaręcza, pobiera, rodzą dzieci i zaczynają w pełni samodzielne życie. Co chwila tylko dowiaduję się o kolejnych zaręczynach, ślubach i dzieciach. Cieszę się szczęściem przyjaciół i całym sercem czekam w niecierpliwości na śluby i narodziny kolejnych bobasków :) Jest mi jednak jakoś strasznie smutno w głębi serca, bo wiem, że taka przyszłość szybko nie będzie moim udziałem. Przede mną jeszcze co najmniej 4 lata studiów, jeżeli uda mi się wszystko pozaliczać i uniknąć dziekanek, to skończę je mając 27 lat. To boli... 
Co prawda, to nie jest taka tragedia, bo nie znam jeszcze nawet kandydata na wspólną przyszłość, ale biologia nie daje mi żyć. Instynkt macierzyński nie daje mi spokoju. Siedzę przeglądając niemowlęce ubranka w sklepach szukając prezentów dla dzieci przyjaciół i wracam ze łzami w oczach. Wszystko we mnie mówi, że chciałabym już robić takie zakupy dla własnych dzieci. Chciałabym wybierać wózki, łóżeczka, malować pokoiki, prasować śpiochy. Chyba oszaleję jak tak pójdzie dalej. Przyjaciele śmieją się życzliwie, że powinnam w takim razie porządnie rozglądać się za chłopakiem. Nie chcę szukać nikogo z myślą realizacji swojego macierzyńskiego :P Wiem świetnie, że nie tędy droga do dobrze rokującego związku, ale hormonalne szaleństwo doprowadza mnie już do łez i coraz bliższa jestem stwierdzenia że realizacja moich marzeń jest nieco kopniakiem w kolano. Nie wiem czy nie byłabym teraz szczęśliwsza bez tych studiów, ale z rodziną...
Ze studiami również śliski temat. Teraz jestem na dużo niższej dawce sterydu i dalej schodzę z niego. Czuję się jeszcze dobrze, ale już zaczynam odczuwać co jakiś czas pobolewania w brzuchu. Już rok temu miałam dokładnie do samo. Najpierw mega osłabienie, później pobolewania, w później poszło już na całego... Wypieram to z psychiki i staram się odsuwać takie myśli, ale wszystko mi mówi, że nadchodzi gorszy czas... Tylko co będzie, gdy nadejdzie? Kupiłam już mały zapas Modulenu na tą okoliczność i czekam co czas przyniesie, próbując wypełnić oczekiwanie miłymi wyjściami z przyjaciółmi i wszelkimi innymi przyjemnościami. Oszaleję jak chociaż Crohn się nie określi co dalej. Mam już dość tej niepewności i czekania.
Mam nadzieję, że jeszcze nie macie mnie za niezrównoważoną psychopatkę... Do zobaczenia w następnym poście. We wtorek jadę do szpitala, mam wielkie nadzieje dowiedzieć się jakiś konkretów wreszcie.
Na pociechę fotka z sieci. Moje psiaki nigdy nie dałyby mi takiej zrobić :P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz